Specjalizacje, Kategorie, Działy
123RF

Po etapie wstrząsu oparzeniowego czas na chirurgię rekonstrukcyjną

Udostępnij:
– Pacjenci, którzy doznali rozległych i głębokich oparzeń, leczą się u nas przez lata – mówi chirurg plastyczny i wicedyrektor ds. medycznych Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich dr Karolina Mikuś-Zagórska.
W placówce tej przebywa 19 osób poszkodowanych w ubiegłotygodniowych wybuchach metanu w kopalni Pniówek w Pawłowicach. U 13 zdiagnozowano oparzenia dróg oddechowych, 6 ma oprócz tego także rozległe oparzenia zewnętrzne.

– Pacjenci trafili do nas z rozległymi urazami oparzeniowymi, były to urazy od drugiego stopnia oparzenia do czwartego, gdzie występuje zwęglenie. Musieliśmy wykonywać nacięcia odbarczające skórę, wycinać dość głęboko martwy naskórek – relacjonuje dr Karolina Mikuś-Zagórska.

Elementem leczenia chirurgicznego pacjentów z oparzeniami są też przeszczepy skóry, którą pobiera się z ich zdrowych fragmentów ciała.

– Gdy jest rozległe oparzenie i nie mamy skąd pobrać skóry do przyszłych przeszczepów, aby pokryć ranę oparzeniową, musimy założyć hodowlę. Pobieramy kawałek skóry do hodowli w naszym banku tkanek. Te komórki, ta skóra zostają tam namnożone – wyjaśniła. – Kiedy skóry jest wystarczająca ilość i stan pacjenta na to pozwala, lekarze ją przeszczepiają. To najczęstszy zabieg, jaki wykonujemy w CLO – podkreśla specjalistka.

– Po tej pierwszej walce, po etapie wstrząsu oparzeniowego, po pierwszych etapach gojenia i leczenia przychodzi czas na rekonstrukcję po to, żeby nasi pacjenci mogli wrócić do normalnego życia – mówi dr Mikuś-Zagórska. Jak zaznacza, po głębokich oparzeniach zawsze pozostają blizny, które z czasem mogą prowadzić do przykurczy. – Pacjent nie może np. otworzyć powieki albo powieka mu się wywija, czego efektem jest ciągłe wysychanie oka. Czasem nie może podnieść ręki, bo przykurcz jest w rejonie pachy. W tym momencie pojawia się chirurgia rekonstrukcyjna, zabiegi na przykurczach, walka z blizną. Często ci pacjenci zostają z nami przez lata – tłumaczy chirurg.

Ogromnym problemem są również oparzenia dróg oddechowych, które zdiagnozowano u wszystkich górników z Pniówka leczonych w CLO. Choć nie bolą, są groźne dla chorego.

– Oparzenie dróg oddechowych powoduje niedotlenienie organizmu, ma wpływ na wszystkie narządy wewnętrzne. Pacjenci z podejrzeniem takiego oparzenia powinni mieć jak najszybciej wykonane badania bronchofiberoskopowe – czyli diagnostykę endoskopową drzewa oskrzelowego z oceną śluzówki – i jak najszybciej włączone leczenie, zwłaszcza w komorze hiperbarycznej, które powoduje z jednej strony poprawę utlenowania komórek nabłonka drzewa oskrzelowego, z drugiej zmniejszenie obrzęku, co poprawia wydolność oddechową i warunki do wymiany gazowej – mówi anestezjolog dr Piotr Wróblewski.

– Oparzone elementy komórkowe będą ulegały złuszczeniu, natomiast nieprawidłowe postępowanie terapeutyczne może prowadzić do blokowania światła małych oskrzeli i do narastania niewydolności oddechowej, a powikłań po oparzeniu jest wiele – zastrzega.

Piotr Wróblewski przyznaje też, że po poważnych oparzeniach nigdy nie udaje się doprowadzić dróg oddechowych do stanu wyjściowego. – Z prostej przyczyny – nabłonek dróg oddechowych jest nabłonkiem wysoko zróżnicowanym, wysokospecjalistycznym, jest wielowarstwowy, rzęskowaty. To, co odradza się w trakcie gojenia, to jest nabłonek wielowarstwowy płaski – on już nie jest tak zróżnicowany i wyspecjalizowany jak ten, który był – wyjaśnia.

Osoby, które doznały oparzeń dróg oddechowych, mogą się szybciej męczyć, mieć napady duszności, częściej rozwijają się u nich zmiany nowotworowe. Dlatego muszą być pod stałą opieką poradni pulmonologicznej i regularnie przechodzić spirometrię, czyli badanie czynnościowe układu oddechowego.
Anestezjolog ocenia, że górnicy leczeni w siemianowickim szpitalu – w większości ludzie młodzi – są zmotywowani i dobrze nastawieni do leczenia.

– Jeśli będą potrzebowali pomocy psychologa czy psychiatry, będą konsultowani. Przed nimi jeszcze zespół pourazowy, będą przeżywali to, co ich spotkało, przypominali sobie ogień, odłamki. To jest typowe – na przestrzeni wielu lat mojej pracy w tym ośrodku to zawsze występowało u takich pacjentów. Muszą być pod kontrolą poradni zdrowia psychicznego, bo to przez dłuższy czas wraca – mówi wieloletni ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii w siemianowickim szpitalu.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.